1. |
Symbole
04:59
|
|||
Z koszmaru uciekam w koszmar
Z tynku ściany w przestrzenie astralne
Pierwszym koszmarem ja
Drugim rzecz sama w sobie
Pierwszy, to światło w oczach
Drugi, to obietnica nocy
I w niej chciałbym widzieć coś poza
Lękiem i brakiem gruntu
I w mgle chciałbym widzieć coś więcej
Niż tę, co wszystko poza nią względne
Trwożącą, bezwzględną tajemnice
Bo choćby uśmiech pogardy demiurga
Byłby lepszy
Niż ślepy traf
Bezkres i bezsens
|
||||
2. |
Miazmaty
04:30
|
|||
Wobec bezkresu pustki i bezdni
"Jak żebrak, karmiący szat swych robaczywość"
W zgniliznę duszy mej zionę miazmatami
W oparach tych brak zachęty
Wyglądać poza odmęty
Myśli zbłądzonych, skonałych
I tak wciąż zatracony
W zupełnym zapomnieniu
Zgubiony we własnym cieniu
Na własnej stypie tańczę
Szatańskie Tango
Sam na sam
Opowieść się sypie
Wytarta księga klisz koszmarnych
Pełna cierni po suszonych różach
W niej wołam, błagam i konam
O jeno wskazówkę wypraszam
I koniec końców zdarza się
że koniec końców znów
Nastaje pewien koniec
Bynajmniej nie cierpienia
Krępulcom nie ulegam
Zakładam na siebie kaganiec
Niby męczennik, Święty Wawrzyniec
Bólu nie czuję już wcale
I modlę się stale o deszcz
Kwaśny i ciężki
By zmył te złudzeń skarlałych resztki
W starej, zatęchłej piwnicy
Nie gorzeje, lecz dogorywam
I gorzej już być nie może
Gdy nie ma już nic do ukrycia
A murszejąca wola wciąż się tli
W nieustannych rozwolnieniach
Obejmę popielne jej resztki
Łkając: "Śpij mój aniele!"
Samowstręt, samogwałt, samotność, ja sam
I w kółko to samo
Nie skończy się samo
Nie samo
Ja sam.
A gdy wzywa zepsucie
Mym honorem jest wstręt!
Sam w siebie patrzę ze wstrętem.
|
||||
3. |
Lęki
03:36
|
|||
Ognie płoną miliony lat
Przyćmiewają lęk – przedwieczny strach
Naszym katem jest
Z naszych głów majaki
Nocny ptaki dziobią serce snu
Król olchowy – z oczami jak rtęć
Żmija, co dusi mgłą
Jak bezdech blade łuski
Nie bój się, gdy trucizna nocy
Spowija śpiące dachy
Senne dachy
Nie bój się
To tylko sen
Przyjdzie dzień
Oślepi nas
Przed strachem
Wszechwładnym strachem
|
||||
4. |
Marazm
02:16
|
|||
Czarna magia życia
Nie jeden sposób na nudę
Plamy nie do zmycia
Zduś, zatruj, zalecz
Twój normalny dzień zawsze dunkelheit
Kiedy pijesz coś nigdy bruderszaft
Za głupotę, grzechy i błędy
Oddaję sobie z nawiązką
Mój raj jest zaklęty
W nieprostych wzorach
Twój normalny dzień zawsze dunkelheit
Kiedy pijesz coś nigdy bruderszaft
"Ten potwór, co jak sen kołysze —
Hipokryto, słuchaczu, mój bracie
Codziennie i ty go słyszysz
Jak szepta ze świstem"
Aby zabić czas
Wyślę ci listem
Nie ma już nas
|
||||
5. |
Vastarien
06:03
|
|||
Niech się ziści
Niczym podmuch wiatru w martwii zimy
Słowo, co drżące światło swe rzuci
Na zrozpaczone przywidzenia
Niedosięgłych ruin rzeczywistości
I niech nastanie
Królestwo miraży
Na skraju wszelkiego istnienia,
Wszelkiej istoty, co nieistotna
Poza tym, że nęci sugestią
Innych światów
I niech ją pochłonie
Nieziemska nierzeczywistość
Nieludzka niedoskonałość
Niech każdy jej kształt
Podsuwa ogrom kształtów odmiennych
Niech każdy jej wzór
Wskazuje bezkresy nieobjęte
Niech każdy jej cień
Nasuwa to, co niewyobrażalne
Lecz niech przed okiem łapczywym ukrywa
Zanim prędko mu ono zmierznie
Wszak tylko to, co nietknięte
Namacalnym kłamstwem istnienia
Czarem swym zmysły nieczułe nasyci
|
||||
6. |
Bezsens
06:41
|
|||
W leśnej mszy
Wśród wilgoci mchu
I czystości strumyków
Mierzę się ze wzgórzem
Kształty drzew
Mienią się symetrią
Gdy tańczę o geometrii
Zapamiętale
Wyjąc do miesiączka
Krewnym w lekkości mi wiatr
Wznoszę się ponad wąwozy
A międzydrzewną ciszę
Przeszywa nagle szelest
Rześki jak bryza
Wśród płomieni, ruin i zgliszczy
Wśród kierunków sfory
Tam, gdzie strony i strofy poprzestawiane
Gram na harfie pieśń zwycięzców
Pieśń bezsensu
Pobudziłem trupy
Szturchałem tę nicość
Igrałem z tą pustką
Teraz pora wstawać
Teraz będziem latać
|
If you like Miazmaty, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp